Przepiękna pogoda, niesamowite wrażenia artystyczne, ogrom przyrody wokół. Korzystając z odrobiny wolnego czasu wybraliśmy się na wspaniałą wycieczkę. Mniej więcej 30 km od nas odbywał się Łemkowski Kermesz w miejscowości Olchowiec. Kilkanaście domów, niewielu mieszkańców, głównie autochtoni. Przez dwa dni co roku tętni życiem, skupia miłośników kultury łemkowskiej, Okoliczne wzgórza rozbrzmiewają echem pieśni , zakochać się można w strojach, haftach, rzeźbach.
Niewielka scena
Oczy ciągnie posadowiona na wzniesieniu , jedna z niewielu łemkowska chyża
Wycieczkę rozpoczynamy od wizyty w cerkwi. Prowadzący do niej mostek powala rewelacyjnym wykonaniem. Zadnej zaprawy, cementu, betonu...a stoi i to dość długo. Zapewniam, że spaceruje się po nim bezpiecznie i wygodnie.
Sama cerkiew piękna jak wszystkie. Zadbana widać, że odnowiona i utrzymywana w dobrym stanie. O jej historii można poczytac tu http://www.beskid-niski.pl/index.php?pos=/obiekty&ID=375
Niestety nie odszyfrowałam napisu
Stary cmentarz
Wnętrze świątyni, służące obecnie dwom wyznaniom. W każdą niedzielę o 8 jest msza rzymskokatolicka, a o 10 greckokatolicka.
Zwiedzamy stragany. Wspaniała praca twórców. Nie robiłam zdjęć z bliska i wszystkiemu. Jakoś tak nie umiem się narzucać z aparatem. Ale kilka pokazuję. Rozłozone na trawie, ręcznie rzeźbione ...no piękne po prostu.
Ikony , książki, przewodniki, albumy, błyskotki, koraliki, rzeczy niepotrzebne nikomu...wszystko to przemieszane na barwnych stoiskach, prezentowane przez ciekawych , twórczych ludzi. Gwarno, wesoło, słychac gwarę i język kilku narodów. Cukrowa wata, popcorn, piwo z beczki i kiełbaski..
To stoisko podobało mi się najbardziej. Te pasiaki na drugim planie...ech
Dominika przygląda się pracy rzeźbiarza...z podziwem i zainteresowaniem. Moja mała artystka na pewno ten pokaz zapamięta.
Chleb na zakwasie ze smalcem i kiszonym ogórkiem miał wzięcie :)
Płynący przez Olchowiec potok Wilsznia miał ogromne wzięcie :) Prawie każdy przechodząc zamoczył choć palce. My przesiedzieliśmy trochę na jego kamienistym brzegu. A dzieciaki miały wielką radochę mogąc skakac po kamieniach i rozpryskiwać wodę wokoło.
Widok ogólny
Moje ulubione ogrodzenie przeciwko nikomu ;)
Okoliczne wzgórze ( chyba Horb-ale do końca nie jestem pewna)
Tym wszystkim atrakcjom towarzyszyły występy zespołów, kapel o różnorodnym brzmieniu i choreografii . Trzeba przyznać, że piosenki ludowe mają łemkowie wspaniałe...aż chce się przytupnąć, zaśpiewać z nimi, zakręcić się w tańcu. Łatwo wpadają do ucha, mają rytm i takie życie w sobie.
Wzory na koszulach tych dziewczyn są ręcznie haftowane. Cudo po prostu.
Występom towarzyszyły na prawdę spore ilości widzów. Większość rozsiadała się na okolicznych łąkach, biesiadując i oglądając za razem. Pogoda dopisała, może że kilkakrotnie zagrzmiało i to dość poważnie. Niestety nie mogliśmy zostać na wieczór, nasz psi hotelik działa, nie możemy zostawiać podopiecznych na długo, musielismy wracać. W drodze mijały nas kolejne autokary z zespołami "na wieczór" Barwne stroje , fajna muzyka, sporo znajomych, stwarzały atmosferę doskonałej zabawy. Parkingi na trawie, ruch kierowany przez kilkunastu strażaków, żadnej policji, zero zasięgu komórek, ha...normalnie wspaniała sprawa.
W drodze powrotnej zatrzymalismy się na kiełbaskę z ogniska nad Wisłoką w miejscowości Myscowa. Wieś oderwana z jednej strony od świata , most na drugą stronę rzeki w budowie, dwa brody skracające podróż do domu o kilkanaście kilometrów. Niestety po pokonaniu jednego zobaczywszy wirującą i burzącą się pod niewidocznymi płytami z betonu wodę- zastrajkowałam i zawróciliśmy :( Tchórz mnie obleciał...ale jakoś nie mogłam się przełamać. Nurt był bystry, a gdzieś w górze rzeki mocno popadało i woda była mętna i nieprzejrzysta.
Żegnani tymi pięknymi widokami wracalismy do domu lekko zmęczeni, ale zadowoleni i z mocnym postanowieniem, że Łemkowski Kermesz na zawsze wpisał się w nasze kalendarz imprez .