niedziela, 22 maja 2011

XXI Łemkowski Kermesz w Olchowcu

 Przepiękna pogoda, niesamowite wrażenia artystyczne, ogrom przyrody wokół. Korzystając z odrobiny wolnego czasu wybraliśmy się na wspaniałą wycieczkę. Mniej więcej 30 km od nas odbywał się Łemkowski Kermesz w miejscowości Olchowiec. Kilkanaście domów, niewielu mieszkańców, głównie autochtoni. Przez dwa dni co roku tętni życiem, skupia miłośników kultury łemkowskiej, Okoliczne wzgórza rozbrzmiewają echem pieśni , zakochać się można w strojach, haftach, rzeźbach.
 Niewielka scena
 Oczy ciągnie posadowiona na wzniesieniu , jedna z niewielu łemkowska chyża
 Wycieczkę rozpoczynamy od wizyty w cerkwi. Prowadzący do niej mostek powala rewelacyjnym wykonaniem. Zadnej zaprawy, cementu, betonu...a stoi i to dość długo. Zapewniam, że spaceruje się po nim bezpiecznie i wygodnie.

Sama cerkiew piękna jak wszystkie. Zadbana widać, że odnowiona i utrzymywana w dobrym stanie. O jej historii można poczytac tu   http://www.beskid-niski.pl/index.php?pos=/obiekty&ID=375
 Niestety nie odszyfrowałam napisu 
 Stary cmentarz
 Wnętrze świątyni, służące obecnie dwom wyznaniom. W każdą niedzielę o 8 jest msza rzymskokatolicka, a o 10 greckokatolicka.
 Zwiedzamy stragany. Wspaniała praca twórców. Nie robiłam zdjęć z bliska i wszystkiemu. Jakoś tak nie umiem się narzucać z aparatem. Ale kilka pokazuję. Rozłozone na trawie, ręcznie rzeźbione ...no piękne po prostu.
 Ikony , książki, przewodniki, albumy, błyskotki, koraliki, rzeczy niepotrzebne nikomu...wszystko to przemieszane na barwnych stoiskach, prezentowane przez ciekawych , twórczych ludzi. Gwarno, wesoło, słychac gwarę i język kilku narodów. Cukrowa wata, popcorn, piwo z beczki i kiełbaski..
 To stoisko podobało mi się najbardziej. Te pasiaki na drugim planie...ech

Dominika przygląda się pracy rzeźbiarza...z podziwem i zainteresowaniem. Moja mała artystka na pewno ten pokaz zapamięta.
 Chleb na zakwasie ze smalcem i kiszonym ogórkiem miał wzięcie :)
 Płynący przez Olchowiec potok Wilsznia miał ogromne wzięcie :) Prawie każdy przechodząc zamoczył choć palce. My przesiedzieliśmy trochę na jego kamienistym brzegu. A dzieciaki miały wielką radochę mogąc skakac po kamieniach i rozpryskiwać wodę wokoło.
 Widok ogólny
 Moje ulubione ogrodzenie przeciwko nikomu ;)
 Okoliczne wzgórze ( chyba Horb-ale do końca nie jestem pewna)

 Tym wszystkim atrakcjom towarzyszyły występy zespołów, kapel o różnorodnym brzmieniu i choreografii . Trzeba przyznać, że piosenki ludowe mają łemkowie wspaniałe...aż chce się przytupnąć, zaśpiewać z nimi, zakręcić się w tańcu. Łatwo wpadają do ucha, mają rytm i takie życie w sobie.

 Wzory na koszulach tych dziewczyn są ręcznie haftowane. Cudo po prostu.
 Występom towarzyszyły na prawdę spore ilości widzów. Większość rozsiadała się na okolicznych łąkach, biesiadując i oglądając za razem. Pogoda dopisała, może że kilkakrotnie zagrzmiało i to dość poważnie. Niestety nie mogliśmy zostać na wieczór, nasz psi hotelik działa, nie możemy zostawiać podopiecznych na długo, musielismy wracać. W drodze mijały nas kolejne autokary z zespołami "na wieczór" Barwne stroje , fajna muzyka, sporo znajomych, stwarzały atmosferę doskonałej zabawy. Parkingi na trawie, ruch kierowany przez kilkunastu strażaków, żadnej policji, zero zasięgu komórek, ha...normalnie wspaniała sprawa.
 W drodze powrotnej zatrzymalismy się na kiełbaskę z ogniska nad Wisłoką w miejscowości Myscowa. Wieś oderwana z jednej strony od świata , most na drugą stronę rzeki w budowie, dwa brody skracające podróż do domu o kilkanaście kilometrów. Niestety po pokonaniu jednego zobaczywszy wirującą i burzącą się pod niewidocznymi płytami z betonu wodę- zastrajkowałam i zawróciliśmy :( Tchórz mnie obleciał...ale jakoś nie mogłam się przełamać. Nurt był bystry, a gdzieś w górze rzeki mocno popadało i woda była mętna i nieprzejrzysta.

Żegnani tymi pięknymi widokami wracalismy do domu lekko zmęczeni, ale zadowoleni i z mocnym postanowieniem, że Łemkowski Kermesz na zawsze wpisał się w nasze kalendarz imprez .

sobota, 7 maja 2011

Mimo wszystko....optymistycznie ;)

 Jeden słoneczny dzień pomiędzy burymi, paskudnymi listopadowymi. Ciężka ta wiosna niestety. Ale pracować trzeba i to co zaplanowane wykonane być musi. Wczoraj było piękne popołudnie, moje chłopaki wykosili pewnie z 1,5 hektara, reszta sobie rośnie i czeka na większy sprzęt..w czerwcu będą sianokosy. Jak widać na zdjęciu marna bo marna ale jednak zakwitła..ciekawe czy zaowocuje. Wiśnie jakoś nie chcą kwitnąc tego roku u nas. Chociaż w cieplejszych okolicach ( u nas ciągle trochę wieje) obsypały kwiatem dość mocno. A rano kolega z Bieszczadów napisał na GG...sypie śniegiem cholera jasna....No i jak tu mieć zapał i optymizm???? Pootulałam to co w ziemi kiełkuje...sprawdzam codziennie borówkę i proszę ją aby nie rozwijała kwiatuszków jeszcze kilka dni...ot tyle mogę zrobić. No dobra..dość biadolenia :)
 Kosiarz Paweł ( mój pierworodny ) nabiera sił ;)
 Tradycyjnie prowizoryczny grillek
 Ja też troszkę korzystałam z ciepłego dnia, obdarłam sosenki z aromatycznych młodych pędów, zasypałam cukrem i czekam na syropek.
 Przez okno wygląda na cieplutki słoneczny dzień...sok puszcza. Udało mi się też nazbierać kilkaset główek żółciutkiego mlecza, jak już się zrobi miodek będzie wspaniały dodatek do herbaty zimą, syropek na kaszel i świetna zaprawa do trunków tych powyżej 18 latek ;)
 A to dzieło moich panów...konstrukcja na letnią kominko-altankę :) zrobiona z starych belek pozostałych z remontu domu. Jeszcze dach, podłoże, ściany, kominek...i będzie pięknie.
 Skonstruowali też rusztowanie na winorośl. Pięknie będzie dopiero jak puści młode pędy i obrośnie. Na bierząco będziemy się starali formować..może da się zrobić wewnątrz romantyczną ławeczkę.
 Moje dziecko też nie próżnowało, czując nadchodzące zimne dni otuliło przyjaciółkę żyrafę plastelinowym szalikiem, ubrało w czapeczkę i pelerynkę.Wyobraźnia mojej najmłodszej córci nie zna granic.
 Panna żyrafka w ubraniu ( wybaczcie, zdjęcie niewyraźne, ale jedyne :( )
A ja usiłowałam nauczyć się trudnej techniki decoupage...Oto moje wiekopomne pierwsze dzieło haha...ale do odważnych świat należy...I tym optymistycznym akcentem pozostawiam wszystkich czytających...oby do wiosny hehehe....

wtorek, 3 maja 2011

Balonowo, majówkowo, leniuchowo

 Na początku wsi jest przystanek, na wprost przystanku dróżka w którą trzeba skręcić i trzeci dom po prawej. W ten oto sposób każdemu tłumaczę jak do nas trafić. Łatwe...nie trzeba nawet podawać numeru domu, ot wiejska rzeczywistość, a jak się ktoś zgubi, to i tak nas tu wszyscy znają. Pierwszy majowy weekend upłynął na nic nie robieniu. Z przyczyn czysto technicznych. Paskudnie zaskoczyła nas nasza niezawodna Ravka, ot po zatankowaniu do pełna i odjechaniu od domu kilkunastu kilometrów nagle odmówiła posłuszeństwa, proza życia...zaciął się kluczyk w stacyjce. No cóż reszta dnia spełzła na poszukiwaniu fachowca, a o to zdecydowanie najtrudniej. Na razie jeździmy pożyczonym kilkudziesięcioletnim polonezem, ale cóż ajk to mówią..darowanemu się nie zagląda.
 Skoro nie ma co robić to trzeba iść w las, pooddychać wiosennym powietrzem. Mieszczuchom nie radzę tak bez przygotowania ;) nam się kręciło w głowach od zapachów, tego nie da się opisać słowami. Przyroda ma MOC nie z tej ziemi.
 Romantyczna dróżka od naszego obecnego domku...w las ...
 Czy ktoś mi powie czyja to sprawka???????
 Bo że to kopytko naszej przyjaciółki sarenki to wiemy
 W ostatnich promieniach zachodzącego słońca na nasze niebo wpłynęły powietrzne okręty w ilości...naliczyliśmy kilkanaście, ale może i "dziesiąt" otóż przez ostatnie kilka dni, nasze miasto Krosno było gospodarzem XXV Mistrzostw Polski w Lotach Balonami, oraz X Górskich Zawodów Balonowych. W ostatni dzień konkurencji balony postanowiły zawitać nad naszą miejscowością.


 Tego "balona" obserwowaliśmy w szczególny sposób, od samego początku "mocno dyszał"
 Aby za chwilę z gracją osiąść 50 metrów od naszego ogrodzenia w ziemniakach sąsiada, heh...

Nie pozostało nam nic innego jak uczcić to wydarzenie oraz przypieczętować cd. nic nie robienia i rozpalić wieczornego grila :) Na skład marynaty weszło troszkę przypraw, cebula, ziele, czosnek , sporo papryki, i łyk soku z żurawiny. O smaku gotowego dania nie opowiem :):):):)

Pozdrawiam jeszcze weekendowo, ale od jutra już do pracy